Nikt nigdy więcej...
Kolejne wakacyjne "czytadło". Krótkie, lekkie, niepoważne :-)
- Wiedziałam, że przyjdziesz - powiedziała, nie odwracając głowy. Siedziała przy toaletce i czesała swe długie, miedziane loki.
Chłopak nie poruszył się. Nadal stał w drzwiach, przestąpując z nogi na nogę.
- No, wejdź, nie bój się - roześmiała się. - I zamknij drzwi, jeśli łaska. Ciepło ucieka.
Chłopak wszedł, zamknął drzwi. I dalej stał nieporadnie. Tyle, że teraz nie dreptał w miejscu, a wyłamywał palce.
- Och - zaśmiała się znowu kobieta. Obróciła się na stołeczku i wstała.
Miała piękne, regularne rysy twarzy, orzechowe oczy i pełne, koralowej barwy, wargi. Jedwabny, czarny szlafrok ze złotymi lamówkami pozwalał domyślać się kształtu biustu i długich nóg. No, właściwie, kształtu biustu nie trzeba było domyślać się. Szlafrok był niedokładnie zawiązany.
- Czego się boisz? - uśmiechnęła się zmysłowo. - Mnie? Mnie nie trzeba się bać.
Chwyciła chłopaka za rękę, pociągnęła w stronę światła, sączącego się z lichtarzyka na toaletce. Powoli, bardzo powoli ściągała z niego koszulę.
Chłopak był bardzo wysoki i szczupły, ale mimo młodego wieku mięśnie miał już wyrobione, twarde i sprężyste. Przsunęła po nich palcami. Podniosła głowę i spojrzała w osadzone w pociągłej twarzy oczy. Oczy te były bladoniebieskie, tak jasne, że wyglądały jak białe. - Mnie nie trzeba się bać - powtórzyła, pociągając go za sobą na łóżko.
Na początku był nieśmiały, niepewny. Bez trudu domyśliła się, że była jego pierwszą kobietą. Tak, na początku był nieśmiały. Ale później zwyciężyły w nim pragnienie i żądza.
Pragnął jej. Domyśliła się od razu, wczoraj, gdy pomógł jej zsiąść z konia i zanieść bagaże do pokoju. Jakżeby miała nie wiedzieć, w końcu była czarodziejką - czytała w myślach. Ale tym razem nie musiała tego robić. To było widać.
Nie, nie był przystojny. Ale pociągała ją jego niewinność, ukradkowe spojrzenia i rumieniec, gdy ich oczy się spotykały.
Taki niepozorny chłopczyk, pomyślała, wbijając długie paznokcie w jego barki. Taki niepozorny, a tyle w nim siły. Agresji. Bestialstwa.
Hamując chęć głośnego krzyku, jęknęła cicho, gdy w chwili spełnienia rozmigotały jej się iskierki przed oczami.
Chłopak osunął się na plecy i przytulił do ciepłego, drżącego boku czarodziejki.
Rano obudziła się pierwsza. Wstała, uważając, by go nie obudzić. Przez okno dochodził do niej zwyczajny, miejski gwar. Naciągnęła na ramiona szlafrok, przeciągnęła się, ziewnęła.
Po jej ustach błądził szyderczy uśmieszek.
Nagłym szarpnięciem zciągnęła koc przykrywający chłopaka. Młodzik drgnął i obudził się.
- Wstawaj! - krzyknęła.
Chwyciła jego ubranie i zaczęła po kolei każdą rzecz wyrzucać przez okno.
- Takiś się hardy w łóżku zrobił? Zobaczymy, czy starczy ci odwagi, by zejść na dół i pozbierać z ulicy twoje portki!
Śmiała się. Śmiała się tak, że aż musiała usiąść na stołeczku.
Śmiała się nieprzyjemnym, szyderczym śmiechem.
Chłopak wstał, owinął się w koc i zszedł na dół, połykając łzy upokorzenia.
Gdy wracał do domu, przemykając się chyłkiem uliczkami, w jego sercu zrodziło się twarde postanowienie.
Tak się śmiałaś, pomyślał złowieszczo. Tak się śmiałaś. Zobaczymy, czy będzie ci do śmiechu, gdy...
Nikt, zacisnął pięści, nikt nigdy więcej nie będzie się śmiał z Leo Bonharta. Bo gorzko tego pożałuje.