Och! Jaskier
Jaskier przesunął dłoń po udzie Ioli. Nagle się zatrzymał. Nie żeby miał jakieś obiekcje, ale przez krótką, bardzo krótką, chwilę zastanawiał się, jaki wpływ, jego poczynania mogą mieć na wieszczkę. Wieszczkę, która była w trakcie wieszczenia. Chwila zastanowienia była na tyle krótka, że nie pozwoliła dojść do głosu cichutkim pomrukom rozsądku, które być może, czaiły się gdzieś głęboko w jego głowie.
Dłoń powędrowała do góry. Jakże gładka i ciepła była skóra dziewczyny. Dziewczyny, która już wyraźnie była w transie, jednakże nie wydobyła z siebie jeszcze ani jednego słowa. Ileż to zachodu kosztowało Jaskra doprowadzenie do owego sam na sam z Iolą…
*
Nenneke nawet nie udawała, że widok Jaskra sprawił jej przyjemność
- Wejdź – westchnęła, widząc, że poeta strasznie zmarzł na szlaku
- Witam najuniżeniej jaśnie oświeconą kapłankę – Jaskier machnął ręką w przesadnym ukłonie – cieszę się niezmiernie, że świątynia Wielkiej Melitele raczy udzielić schronienia utrudzonemu podróżnemu. Wszakże napisane jest…
- Wiem, co jest napisane, Jaskier. Wchodź i zamykaj drzwi. Wiem przecież, że masz się spotkać tutaj z Geraltem i w zasadzie jedynie przez wzgląd na niego udzielam ci schronienia.
- Pani, skąd takie złe zdanie o mojej skromnej osobie – bard zrobił minę jakby miał się zaraz rozpłakać. – Nie pojmuję tego!
- Wiesz gdzie są komnaty gościnne, możesz ulokować się w tej po lewej stronie. Któraś z dziewczyn przyniesie ci coś do jedzenia.
Jaskier upadł na kolana wbijając twarz w szeroką, ciemno niebieską suknię Nenneke
- O dzięki ci święta kobieto, wszakże napisane jest…
- Jaskier! – Krzyknęła wyrywając nogi z jego uścisku – Wiem, co jest napisane! Idź już!
Jaskier wstał nadając swemu ciału pozę umęczenia. Kiedy już oddalił się na kilka kroków nie powstrzymał się i rzucił
- Jest jeszcze napisane spragnionych napoić Nenneke tylko pokiwała głową.
*
- Nastanie Czas Pogardy – wyszeptała Iola
Były to jej pierwsze słowa. Pierwsze, jakie usłyszał Jaskier. Mimo, iż był to szept, to poeta podskoczył jak oparzony. Odruchowo cofnął dłonie od piersi dziewczyny, które przed chwilą uwolnił z krępującej ją szaty.
- Będzie krew i zniszczenie. Krew elfów, ludzi, krasnoludów, niziołków i gnomów. Krew wszelkiego żywego stworzenia. Krew.
Poeta udał, że nie słyszy słów dziewczyny. Co tu dużo gadać, nie były to słowa przesiąknięte romantyzmem. Dłonie gnane nasilającą się żądzą wróciły do pieszczenia doskonałych piersi Ioli.
- Nastąpi rozbrat wśród czarodziejów na wyspie Thanedd. Będzie wojna. Wielka wojna. Z Nilfgaardem
- Coś ci się kochaniutka pochrzaniło – wyszeptał, nie odrywając dłoni od jej ciała – to już wszystko było. A wiem, że było, bo brałem w tym wszystkim udział. Czynny udział. Ja, Geralt, Yennefer, Ciri. Przecież Geralt tu jest ze swoją żoną. Yennefer…
*
- Nareszcie – Jaskier aż podskoczył widząc wchodzących do Sali Jadalnej świątyni Yennefer i Geralta – nareszcie jesteście. Wprawdzie miłosierna Nenneke raczy mnie tutaj od tygodnia gościną, jednakże dłużył mi się czas oczekiwania.
- Witaj – rzekł Geralt wyciągając rękę Czarodziejka zdobyła się tylko na lekkie skinienie głową.
- O piękna Yennefer – westchnął bard – za każdym razem, kiedy moje oczy mają zaszczyt cieszyć się twoją postacią, zdaję sobie sprawę z tego, jakim jestem małym poetą. Jak moje wersy są niedoskonałe, opisując cię pani.
- Nie podlizuj się – parsknęła – nie mam ochoty wysłuchiwać twojej paplaniny. Przywitam się z Nenneke i od razu położę się spać. Nie każ mi na siebie długo czekać Geralt.
Odwróciła się i robiąc swoim długim ciepłym płaszczem podmuch, który poderwał w górę kartki leżące na stole przed poetą, odeszła.
- Co ona taka nerwowa? – Jaskier z braku drugiego kubka nalał wiedźminowi piwa do swojego – Ta Nenneke nie jest wcale taka zła, nawet piwa mi dała.
- Co do nerwowości mojej żony to masz rację – Geratl upił łyk złocistego trunku – nie wiem co w nią ostatnio wstąpiło. Już nawet nie mogę spojrzeć na inną kobietę. Przed ślubem nie wydawała się zazdrosna, a teraz szaleje na samą myśl… cholera, moją myśl o innej.
- Musiałeś sobie brać taką co czyta w myślach? Wiesz, że ja byłem od samego początku przeciwnikiem tego małżeństwa. W ogóle jestem przeciwnikiem tej instytucji. Ja nie ożenie się nigdy, nidgy słyszałeś?
- Taki był z ciebie fajny chłop - dodał jeszcze po chwili
- Nie przesadzaj Jaskier.
W tym momencie do sali weszła Iola. Uśmiechnęła się zobaczywszy Geralta. Nie powiedziała ani słowa. Nie mogła. Jednak uśmiech ten napełnił serce wiedźmina ciepłem. Jaskier również posłał jej obleśny uśmiech. Iola tylko postawiła przed Geraltem kolację, drugi kubek i wyszła.
- Co za dziewczyna – sapnął poeta – schrupałbym ją całą
- Hm – mruknął wiedźmin – masz rację, kiedyś mnie pielęgnowała.
- Wychędożyłeś ją co!?
- Ech, Jaskier co to za słowo. Chędożyć to można dziewki w karczmie. Do takiej kobiety jak Iola ono nie pasuje.
- To co chędożyłeś ją czy nie?
- Nie przeczę doszło między nami do… zbliżenia.
- Wiedziałem – Jaskier palnął się dłonią w czoło – wiedziałem, żeś wiedźminie pełen nijakich chuci, ale żeby chędożyć dziewczynę z klasztoru… kapłankę… wieszczkę... Jeszcze do tego taką, która nie może powiedzieć „nie”
- Przestań pieprzyć Jaskier. Nawet Nenneke powiedziała mi wówczas, że nie zabrania swoim dziewczyną takich rzeczy.
- Cholera! – Krzyknął poeta – to ja tutaj od tygodnia wodzę za dziewczyną oczami, pozwalając sobie jedynie na subtelne uwagi, na ciepłe uśmiechy… No przyznaję, że dwa razy pozwoliłem sobie na uszczypnięcie w tyłeczek. A ty teraz mówisz, że ona może robić takie rzeczy!?
- Przecież sam zapytałeś czy ją wychędożyłem.
- Bo chciałem cię zezłościć! Nie spodziewałem się, że naprawdę to zrobiłeś. O jakiż ja byłem głupi. No Iola chyba się zabawimy.
Na szczęście Iola nie słyszała jego słów.
- Zaraz, zaraz Jaskier, pamiętaj, że ja to zrobiłem za jej zgodą, co mówię zgodą, to ona była stroną, nazwijmy to aktywną.
- O, przyjacielu, chyba nie myślisz, że ja ją siłą będę brał. Moja uroda i wdzięk wystarczą aby każda dziewczyna, każda, powiadam, czy to księżniczka czy też karczmareczka, a nawet, słuchaj, wieszczka miękną po kilku moich słowach. A kiedy uderzę dłonią w struny, to mogę być pewny powodzenia.
- Dobra - dobra zaśmiał się Geralt – tylko pamiętaj, że to świątynia.
*
Jaskier w tej chwili nie pamiętał już o niczym. Skupił się tylko na ruchach, jakie wykonywał. Iola leżała pod nim. Była zupełnie uległa. Wieszczyła.
- Pożoga i zniszczenie. Dziecko Starszej Krwi. Niespodzianka.
Znów mówi o tym co już było, pomyślał poeta, może nawet dobrze, bo przecież tak naprawdę to nie interesuje mnie moja przyszłość, to co nagadałem Nenneke było częścią mojego planu. Misternego planu.
*
- Kochana matko – Zawołał – proszę cię o zgodę na sesję z Iolą. Chciałbym aby wpadła w trans i pomogła mi w wych problemach. Nenneke proszę!
Zwiesił głowę i zmienił ton głosu w lament.
- Matko, męczą mnie ostatnio demony przeszłości… tyle ostatnio przeszedłem. Ta wojna, cierpienia… moje, Ciri, Geralta, Yennefer. Tylko Wielka Melitele wie czyje jeszcze. Brałem w tym wszystkim udział… brałem i widziałem.
Na chwilkę zamilknął spoglądając dyskretnie spod spuszczonej głowy na Nenneke.
- Geralt mi powiedział, – podjął po chwili – że Iola może pomóc, ja potrzebuję pomocy! Nenneke westchnęła.
- Znam cię poeto, znam aż za dobrze – podeszła blisko Jaskra i spojrzała mu w oczy – ale uważam, że moim życiowym celem jest pomaganie, nawet takim łobuzom jak ty. Poproszę Iolę, aby dziś po wieczerzy przyszła do twej komnaty.
- Dzięki ci Matko!
- Podziękujesz, jak zabiegi Ioli poskutkują. Tylko pamiętaj, ona, przepowiedzieć transie, może przepowiedzieć przyszłość. Nie każdy chce znać swoją przyszłość.
- A ja bym chciał. Chciałbym usłyszeć co mnie czeka w najbliższej przyszłość.
- Dobrze.
Nenneke spojrzała jeszcze raz uważnie na udręczoną minę poety. Odwróciła się i wyszła. Na twarzy Jaskra wykwitł od razu szeroki uśmiech triumfu.
*
Iola nagle zmieniła ton głosu.
- Widzę siebie – powiedziała
Jaskier na chwilę się zatrzymał. Łóżko przestało skrzypieć.
- Widzę dom… domek… mały ciepły. Z komina wydobywa się dym. A w domku ja.
Jaskier przestał słuchać. Jego ruchy zaczęły robić się coraz szybsze. Myśli uciekły w pokłady rozkoszy.
- W domu dzieci – usłyszał jakby z bardzo daleka.
- Pięcioro, zaraz, zaraz, tak. We mnie… w moim łonie porusza się szóste. Czuję kolejne życie, które dałam… które daję.
Jaskier zaczynał dopływać do miejsca, od którego nic go nie będzie w stanie powstrzymać. Był w tym momencie nie do zatrzymania, niczym spłoszone konie, niczym młot kowalski wzniesiony do góry. Nie słuchał już słów wieszczki. Słyszał je, ale nie słuchał.
- Dom – ciągnęła – dzieci, mąż… o tak mąż. Poeta! Jaskier!
- Och! – Jęknął.
Nagle, dotarło do niego to czego nie słuchał. To czego nie chciał słyszeć. Jednak wykonał o jeden ruch za dużo i w jego głowie zagrały trąby, zaśpiewał chór elfów. Mimo, że podświadomie wiedział, że popycha go to ku katastrofie, nie był w stanie się zatrzymać. Tego nic nie było w stanie powstrzymać. Niczym rozpędzony ciężkozbrojny pułk czarnych jeźdźców Nilfgaardu parł na przód, ku nieuniknionemu.
- Och – jęknął jeszcze raz