Era Elfów
Osada powoli się dopalała. Elfy wyciągały z chat ostatnich mieszkańców, by następnie ustawić ich pod drzewem i wystrzelać z łuków. Tych, którzy się bronili, roznosili na swych kordach.
Upiór z Shaerrawed – potoczne określenie niejakiego Regglaya (?-ok.595), o nieznanym nazwisku, dowódcy oddziału krasnoludów terroryzującego dzisiejsze Góry Pustulskie i okolice księstwa Erdelin po zakończeniu II Wojny Krasnoludzkiej w roku 583. Przezwisko U. wzięło się od ataku na miasto Shaerrawed około roku 595 (patrz również „Erdelin”). Nastąpiła wówczas rzeź straszliwa, zginęło kilkaset elfów, które odpoczywały wówczas poza wałami, m.in. w słynnych Sadach, które to Sady zostały wówczas spalone i nie przetrwały do dziś. Został U. złapany niedługo po owym ataku, zaś książę Eardeaal (patrz też „książęta Shaerrawed”), pan na Shaerrawed, z wściekłości po stracie rodziny odrąbał mu głowę.
Pokrewieństwa: „Wojny z krasnoludami” ; „Krasnoludzkie komanda” ; „Terror”.
Historia Wielkiego Narodu Elfów
Autorstwa Ressela aep Tillen
Vatthedron, 643 rok.
Osada powoli się dopalała. Elfy wyciągały z chat ostatnich mieszkańców, by następnie ustawić ich pod drzewem i wystrzelać z łuków. Tych, którzy się bronili, roznosili na swych kordach.
Całej sytuacji w milczeniu przyglądał się wysoki elf, siedzący na koniu. Twarz miał wykrzywioną w ohydnym grymasie, z pogardą spoglądał na otaczające go zewsząd trupy gnomów i krasnoludów. Rysy jego twarzy nie przypominały w tej chwili rysów twarzy elfa.
Grupka Aen Seidhe prowadziła ku niemu krępego krasnoluda, wysokiego jak na przedstawiciela swego gatunku. Elf uśmiechnął się kpiąco i zawrócił ku nim konia.
- Proszę... Ależ to chyba pan Regglay Cranmer, nie mylę się? Co, krasnalu? – spytał.
Krasnolud nie odpowiedział. Stał, cały czas dumnie wyprężony, z zadartą brodą. Z ust kapała mu krew.
- Pan Regglay Cranmer... Słynny Upiór z Shaerrawed… Nie udawaj, że nie rozumiesz, plugawcu. Doskonale znasz Starszą Mowę!
- Wypchaj się, Eardeaal. – mruknął krasnolud. Grzecznie, jak na krasnoluda.
- Upiór z Shaerrawed... – powtórzył elf – W moich rękach... Tak... Wiedziałem, że znajdę cię w którejś z tych waszych wiosek. Wbrew wszelkim pokojowym porozumieniom. Tacy już jesteście – dać wam palec, weźmiecie całą rękę...
Krasnolud w kilku wulgarnych słowach wyraził, gdzie Eardeaal może wsadzić sobie Pakty.
- Ach tak... – elf nie przejął się. – Więc wyjaśnij mi, po co to podpisaliście, Cranmer? Wy i wasi przywódcy, gnomi komanderzy i krasnoludzcy diukowie. Hę?
Regglay milczał.
- No, właśnie. Bo bez tego byście nie przeżyli. – kontynuował Eardeaal - Okazaliśmy wam dobrą wolę, pozwoliliśmy zachować waszym pobratymcom dotychczasowe miejsca zamieszkania, które leżą już na terenach naszych królestw...
- Jesteś bezczelny, Seidhe – powiedział spokojnie Cranmer – Lądujcie tu, odbieracie nam ziemię i życie, palicie i rabujecie, po czym łaskawie podpisujecie Pakty. Na ich mocy rozbrajacie nas, a sami się zbroicie, by wyżąć z nas ziemie do końca.
- A wy wzniecacie bunty. Po co ci to było, Cranmer? Po co nasze kobiety mają straszyć tobą dzieci? Mogliście żyć spokojnie...
- Już powiedziałem. Chcecie nas zniszczyć, i tylko do tego potrzebowaliście Paktów.
Zapadła chwila ciszy. Osada dopalała się, a oprócz Cranmera w okolicy brak było żywego gnoma lub krasnoluda. Z tyłu słychać Regglay usłyszał czyjeś rozmyślania i skrobanie na papierze.
- Tak. Tam z tyłu – podjął Eardeaal – siedzi kronikarz. Spisuje właśnie kronikę naszej wojny.
Cranmer spojrzał elfowi prosto w oczy. Widział w nich płomienie. Zastanawiał się, czy są to płomienie z gorejącej osady, odbijające się w jego oczach, czy też może płomienie nienawiści.
- Zapisuje właśnie nasze spotkanie... Dla potomności – kontynuował Seidhe – Bo widzisz, Cranmer, tam, w sadach Shaerrawed, odpoczywałem ja, mój brat... i moja żona...
Krasnolud milczał.
- Przeszyły ją bełty z waszych piekielnych kusz... Skonała... I kazała mi uciekać do miasta, za wał... A wy spaliliście... Spaliliście sad... Zabiliście równo dwustu osiemdziesięciu elfów... Wśród nich całą moją rodzinę...
Regglay znów się nie odezwał.
- Kronikarz – kontynuował elf, teraz już sztywny i wyniosły. – zapisze, że, uniesiony gniewem, odrąbałem ci łeb kordem. I to zostanie w pamięci. Żadnej ckliwej historyjki o darowaniu życia biednemu krasnalowi przez dobrego Aen Seidhe. Bo to jest życie.
A tak naprawdę... – podjął po krótkiej pauzie – każę cię przywiązać do kulbaki. I będziesz musiał biec za mną, bo nie mam zamiaru żałować konia. A tam, w Shaerrawed, uklękniesz przed grobem tych, których zabiło twoje komando... I zginiesz w mękach...
- Moi rodzicie – odezwał się wreszcie krasnolud – zginęli podczas Rzezi Aghvorru. Mój brat w bitwie nad Yarrą. A ty mówisz mi, że ja jestem mordercą.
- Milcz, Cranmer. Powiedziałem, i na tym kończymy. I powiem ci coś jeszcze – machnął ręką na swoich żołnierzy, którzy natychmiast się cofnęli. Następnie pochylił się nad Regglayem.
- Masz rację – szepnął – Zbroimy się. I za rok przejdziemy Dyfne, Zdobędziemy Dol Angra, wejdziemy do Mahakamu. Urządzimy jatkę aż po Sine Góry. A ja wiem, gdzie zbiegła twoja żona... i twoi dwaj synowie. Dorwę ich, i pomszczę moją rodzinę.
- Jesteś dupkiem – Regglay nawet nie drgnął – Pieprzonym dupkiem, Eardeaal.
Elf uderzył krasnoluda z gwałtownością nie przystojącą tak szlachetnej osobie. Każda istota, otrzymawszy tak silny cios, przewróciłaby się. Każda, ale nie krasnolud.
- Zabrać go! – warknął Eardeaal – Zrobić co kazałem! Wracamy do Shaerrawed!
Z osady pozostały zgliszcza. Eardeaal przeciągnął się w kulbace i westchnął. Rozejrzał się po okolicy.
„Tak – pomyślał – tak właśnie wygląda ich koniec. Koniec ich czasów. Nadchodzi nasza era, Era Elfów. Bez vrenów, bez bobołaków, krasnoludów czy gnomów. Bez potworów. Era Elfów. I ich sojuszników.
I nikt, nigdy, nam jej nie odbierze”.
Był rok 595...